Nie da się ukryć, że czerwiec to jeden z najlepszych okresów na jednego z najbardziej chimerycznych drapieżników naszych wód – sandacza. W związku z tym warto przyjrzeć się gumie ROBINSON LONGINUS, która w ubiegłym sezonie świetnie sprawdziła się na zaporówkach w południowej Polsce.
Przynęta występuje w trzech rozmiarach: 8, 10 oraz 12 cm i bogatej warstwie kolorystycznej. Do złudzenia przypomina ukleję, która nie od dziś wiadomo jest jednym z przysmaków sandaczowego menu. Longinusa wykonano z elastycznej i trwałej gumy, dzięki czemu doskonale pracuje nawet w bardzo wolnym opadzie. Przy użyciu lekkich główek potrafi delikatnie wykładać się na boki, co imponująco wygląda przede wszystkim przy modelach pokrytych brokatem. Im główka cięższa tym przynęta pracuje bardziej jednolicie. Różne tryby pracy przy zastosowaniu różnych obciążeń, pokazują, że mamy do czynienia z gumą bardzo uniwersalną. Ciekawym wariantem jest montaż Longinusa na czeburaszce – rozwiązanie to znakomicie sprawdza się na dużych głębokościach łowienia i mocno ospałych sandaczach. Dodajmy, że firma Robinson wykorzystała nowatorski patent „przyssawki” dzięki któremu między główką jigową a gumą wytwarza się ciśnienie. Pozwala to na pewne trzymanie się przynęty, zapobiegając jej zsuwaniu.
Dla niektórych wędkarzy czerwcowe żniwa właśnie się rozpoczęły. Dokładnie w Dzień Dziecka znakomity spinningista Artur Kocikowski na seledynowego Longinusa wyłuskał z wody pięknego, 91- centymetrowego sandacza. Przynęta Robinsona z uwagi na skuteczność, jakość wykonania i bardzo atrakcyjną cenę to wabik, który na stałe powinien trafić do spinningowych pudełek.
Łowiłem na nie jesienią ładne okonie. Trzeba trafić na dzień, wówczas można fajnie połowić.