Mam ponad 40 lat na karku, a do dzisiaj pamiętam jak będąc u babci na wsi chodziłem z wujkiem na ryby. Miałem jakieś 10 lat. Wstawaliśmy skoro świt i szliśmy siedem kilometrów nad jezioro. Wędkowałem wtedy korzystając z kija leszczynowego, a za zanętę i przynętę służył nam łubin. Łowiliśmy głównie płotki, które potem wszystkie trafiały na patelnię. Babcia je po naszym powrocie smażyła i była to nasza kolacja.
Czasy się zmieniły, leszczynę zastąpiły kije z włókna węglowego, ale moja pasja do wędkarstwa zaszczepiona przez wujka Tadeusza pozostała. Staram się teraz zarazić nią syna…
Chciałbym zaprosić Was do obejrzenia filmu, który jest relacją z takiej właśnie wyprawy z Maćkiem.
Zapraszam.
A ile radości jak nam później młodzież “lanie” spuszcza nad wodą 🙂
Dokładnie 🙂