Jesień to pora zmian – zmienia się pogoda, a więc zmienia się… łowiska, jeśli wciąż chce się przeżyć emocjonujące chwile z wędką w dłoni. Spławikowcy muszą się trochę zmobilizować – z jednej strony jest to zła wiadomość, bo nie zawsze to będzie łatwe, ale z drugiej dobra – bo przed nimi wspaniałe łowy.
Po pierwsze: jak, gdzie, kiedy
Istnieje wiele rodzajów kanałów. Możemy wybrać krótkie i wąskie kanały melioracyjne, nieco większe łączące jeziora, dedykowane żegludze, a nawet kanały przy elektrowniach. Każdy z nich jest inny, ma swoje charakterystyczne cechy, które warto sobie przyswoić, żeby wykorzystać je maksymalnie. Tym, co łączy je wszystkie, jest fakt, że najlepszymi łowiskami będą te, które mają ciepłą wodę. Warto przyjrzeć się bliżej wciąż nieodkrytym kanałom łączącym jeziora. Ryby pojawiają się w nich rzadko i na krótko, ich obecność jest uwarunkowana temperaturą i wiatrem. Nie ma co się oszukiwać, mimo wszystko w przygodzie z tymi kanałami dużo zależy od szczęścia. Możemy jednak doradzić, żeby nie zniechęcać się kiepskim dniem, bo następnym razem ryby mogą brać jak szalone, nawet jeśli warunki atmosferyczne będą takie same. Wtedy może nam się udać upolować płocie, krąpie, okonie, czasem nawet leszcze.
Po drugie: nęcenie
Krótkie kanały między jeziorami rządzą się własnymi prawami i wymagają odpowiedniego sposobu nęcenia. Wrzucanie większej ilości zanęty na początku nie sprawdzi się w tego rodzaju łowiskach ze względu na to, że tak naprawdę nigdy nie wiemy, czy ryby aktualnie żerują. Z dużym powodzeniem można założyć, że jeśli w wybranym przez nas miejscu nie ma ryb, to nie pojawią się tu niestety aż do końca dnia. Warto wybierać do przetestowania różne odcinki, sugerując się także tym, w którym miejscu widać innych wędkarzy. Kiedy już wybierzemy właściwe miejsca, nie porywajmy się za rozrzucanie zanęt, ale najpierw wybadajmy teren zestawem z małą przynętą, żadnego nęcenia. Nawet kiedy w naszej obserwacji odnotujemy brania, nie szalejmy z zanętą: możemy wrzucić dwie, maksymalnie trzy nieduże kule, dorzucając systematycznie, ale ciągle niedużo. Jeśli nic się nie dzieje, możemy śmiało przenosić się na środkowy odcinek kanału. Następnie dorzucam systematycznie, ale w bardzo małych ilościach
Po trzecie: ale kanał!
Zupełnie inny styl nęcenia narzucają nam kanały żeglugowe. Dużo bardziej przypominają nieduże i spokojne rzeczki niż skutek działania ludzkiej ręki. Są co prawda mniej chimeryczne, ale ryby, które się tam pojawiają, nie zachowują się szczególnie ufnie. Wybrać wówczas należy raczej spokojne części łowiska, najczęściej środkowe – drzewami osłaniane od wiatru. Na większych kanałach zdarzają się większe ryby. Większa woda równa się większe nęcenie, a zatem obfite (5-7 średnich kul na początek) wrzucanie zanęt będzie tu skuteczne. Ryby przybywają dopiero po jakimś czasie, ale już nawet po dwóch godzinach można spodziewać się spotkania z co ładniejszymi leszczami i płociami.
Po czwarte: lekkość i delikatność
Wędkowanie jesienią można śmiało nazwać sztuką. Aby ją uprawiać, potrzebny będzie delikatny spławik, cienka żyłka i mały haczyk. Jeśli do odmalowania pejzażu jesiennych połowów użyjemy gruntówki, zepsujemy obraz. Malowniczo opadające liście zalegają dno kanałów otoczonych drzewami, co sprawia, że ryby będą unikały tego miękkiego dywanu. Cenną wskazówką będzie, że najlepsze brania są ok. 5 cm nad warstwą liści – czasami jest to głębokość dużo mniejsza od głębokości łowiska. Fakty są takie, że zupełnie pewne i twarde dno bez jesiennych naleciałości znaleźć będzie bardzo trudno. Najskuteczniejszą z jesiennych metod będzie to lekka przepływanka prostym batem i zestaw skrócony, tzw. tyczka, lub delikatna bolonka z 2–3-gramowym spławikiem – ale tylko wtedy, kiedy jest bezwietrznie. Ostatnim, co warto wiedzieć przed wyruszeniem na kanałowe łowy, jest to, że nawet duże ryby biorą delikatnie. Czasem bardzo trudno jest zauważyć, że już udało się coś złapać. Pomogą w tym przynęty zwierzęce, a więc ochotka, pinka albo pojedynczy Biay robak.