Witam brać wędkarską. Zbliża się magiczna data 1 stycznia. Mam nadzieję, że artykuł odświeży nam wszystkim pewne zasady i obyczaje łososiowatych. Od wielu lat uganiam się za pstrągami potokowymi na dolnośląskich rzekach. Może ostatnio trochę mniej poświęcam czasu połowom kropków no ale nie w ilości siła.
Zaczynając pogoń za pstrągiem pamiętajmy o kilku podstawowych zasadach. Pierwsza z nich to wiara w siebie i wędkowanie na pełnych „obrotach”. Któż z nas po kilku kilometrach bezskutecznego podchodzenia pstrąga nie odnosił wrażenia, że po prostu nie bierze albo, co gorsze, że w tej rzece wszystkie wyłowiono. Tak, tak i właśnie wtedy uczulam wędkarzy na maksymalne skupienie. Jeden nie odpowiedni ruch nad wodą, jeden nie precyzyjny rzut i tracimy szansę na branie. Takie sytuacje stały się niestety i moim udziałem. Nie będę opisywał zbyt szeroko sprzętu stosowanego przy połowach pstrągów. Co wędkarz to inna teoria, więc dobór sprzętu pozostawiam w gestii każdego z nas. Zaznaczę jedynie, że obrotówki, woblery, wahadłówki, koguty, rippery i twistery są całkiem skuteczne i warte stosowania.
Osobiście bardzo często stosuję obrotówki. Tak, tak obrotówki i to nie małe. W moim pudełku nie znajdziecie numerów 00,1,czy też rozmiar nr.2. Bardzo często używam rozmiarów wielkości 3,4 i analogicznej wielkości woblery. Nad woblerami nie będę się rozpisywał powiem jedynie, że pływające i tonące wielkości 5-10-12cm. Pływające lepiej i bezpiecznie można podać w upatrzone miejsce a tonącymi obłowimy wygłębienia i rynny.
Do moich ulubionych obrotówek należą te przedstawione poniżej. Proszę nie zwracać uwagi na rozmiar, ponieważ takie zdjęcie znalazłem w necie. Większą uwagę zwracam na kolorystykę bo według mnie ma większe znaczenie. Dlaczego wybór mojego arsenału pstrągowego opiera się na obrotówkach DAM, to proste zawsze idealnie pracują i to zaraz po zetknięciu z wodą. Po latach doświadczeń z obrotówkami, zauważyłem, że lepsze efekty w połowach pstrągów mam na te, których skrzydełka są bardziej owalne, niż wydłużone. Dla tego proponuję DAM-y, ponieważ właśnie są bardziej owalne i lepiej „łapią” wodę, pracują jak szalone nawet w niewielkim ciągu, a przede wszystkim nigdy nie przestają się kręcić.
Zanim zarzucę wabik do wody zatrzymuję się na chwilę w miejscu wędkowania.
To cenna uwaga – niewielu spinningistów stosuje przemyślaną taktykę w czasie połowów zwłaszcza pstrągów.
Patrzę na wodę, oceniam nurt rzeki, wyłapuję zagłębienia w dnie. Staram się poznać rzekę i wyobrazić sobie gdzie może stać pstrąg? jak podać przynętę?
Pamiętajmy, goniąc za pstrągiem róbmy to mądrze, nie będzie drugiej szansy. Nie odkryję ameryki pisząc, że pstrąg to ryba pierwszego rzutu.
Co do kogutów, to po prostu trzeba się do nich przekonać. Ale jest jeden podstawowy warunek, koguta prowadzimy po dnie w dół i w górę. Dno musi być kamieniste, czyste od roślinności w innym przypadku stosowanie koguta nie ma sensu. Wielkość 4-6 do 8 cm. Podaje wielkość w centymetrach aby nie wprawionym jeszcze spinningistom w połowach na koguta nie namieszać w głowie 4 do 8gr. Kolorystyka stonowana, pstrąg nie lubi udziwnień a jest przede wszystkim wzrokowcem więc nie ma sensu kombinować za wiele przy kolorystyce.
Poławiam pstrągi głównie na mniejszych rzekach dolnośląskich wód. Kaczawa długości 98km, Strzegomka długości 74,7km , Cicha Woda długości 54,4km , Nysa Szalona długości 51 km, Wierzbiak długości 16,5 km.
Małe rzeczki nie wybaczają. To nie przesada, że należy zachować skupienie i koncentrację przy każdym rzucie. I w tym miejscu zatrzymam się na chwilę. Ja stosuję zwłaszcza na przełomie stycznia i lutego metodę prowadzenia wabika pod prąd rzeki. Moim zdaniem a jest to metoda sprawdzona w 30 letnim wędkarstwie, prowadzony wabik pod prąd daje większą możliwość wolniejszego i dokładnego penetrowania miejscówki a pstrągowi szansę pochwycenia naszej przynęty.
Nadmieniam, że na przełomie stycznia i lutego pstrągi dochodzą do siebie po zakończonym tarle i nie są jeszcze dostatecznie szybkie i agresywne, co w miesiącach wiosennych. Po podaniu przynęty w upatrzone miejsce bardzo często pozostawiam wabik na dłużej bez zmiany jego miejsca. Jeżeli nic się nie dzieje przesuwam przynętę delikatnie w górę, czyli pod prąd i nadal czekam. Zazwyczaj w czasie drugiego podciągnięcia- zmiany miejsca wabika następuje atak ryby. Warto wypróbować takie prowadzenie przynęty w sytuacji, kiedy po pierwszym rzucie nie mamy kontaktu z rybą.
W styczniu często wybieram miejsca spowolnionego nurtu, tuż za zakrętem, za przeszkodą. W takich miejscach zazwyczaj przebywają styczniowe pstrągi. Oczywiście zdarzają się ataki tej walecznej ryby i na pełnym nurcie, lecz z mojego doświadczenia wynika, że zdarza się to niezwykle rzadko. Zwrócę jeszcze uwagę wędkarzy na podejście do stanowiska. Tak myślę, że na dużych rzekach nie ma z tym większego problemu. Na małych ciekach, rzeczkach pstrągi doskonale się orientują, co do zawartości brzegu. Widzą doskonale, znają bardzo dobrze brzeg i roślinność zwłaszcza dużą porastającą otoczenie zajmowane przez rybę. Dużym błędem jest stanie nad miejscówką i wykonywanie rzutów, myśląc, że pstrąg da się nabrać. Ha ha, życzę szczęścia tym wszystkim, którzy tak pomyśleli. Nie twierdzę, że należy się czołgać, ale należy ograniczyć możliwość wykrycia własnej osoby przez rybę. W tym celu przychodzi nam na pomoc technika, odpowiedni ubiór tzw. maskujący na pewno będzie naszym sprzymierzeńcem, wykorzystajmy również naturalne ukształtowanie terenu, drzewa, wysoką roślinność, załamania światła.
Niejednokrotnie przekonałem się, że wystarczy uklęknąć, aby zminimalizować wykrycie przez rybę, a ryby brały dosłownie spod nóg.
I jeszcze jedna „złota” zasada.
Prowadzimy przynętę do „końca”, tzn. pod same nogi lub pod samą przeszkodę. Nie należy w połowie prowadzenia wabika wynosić przynętę w górę i kończyć prowadzenie.
Bardzo często ten właśnie ruch powoduje odruch ataku u ryby a my kompletnie nie jesteśmy na to przygotowani. Widziałem brania pstrągów oczywiście z bezpiecznej odległości u moich kolegów po kiju, gdzie tuż przed wyjęciem wabika z wody następuje rozluźnienie, dekoncentracja i „BRANIE” – oczywiście bez szans na skuteczne zacięcie ryby. Kończąc, myślę, że nie ma powodu wymyślać złotych zasad. To, co robimy róbmy dobrze z głową a wyniki przyjdą same. Powyżej zamieszczam kilka fotek ryb złowionych przeze mnie i mojego przyjaciela Seweryna, oczywiście na „naszych” małych rzeczkach. Pozdrawiam i życzę powodzenia.
Red. Piotr Cezary Tokarz
Świetny artykuł z mnóstwem ciekawych informacji
Fajnie , że tacy wędkarze piszą artykuły w necie . Ja też w tym sezonie 2015 będę chciał poszukać kropków w Nysie K. i jej dopływach . Pozdrawiam .
Bardzo fajnie się czyta takie artykuły 😉 Pozdrawiam
Bardzo dobry artykuł 😉