Ogólna definicja dobrej wędkarskiej pogody brzmi mniej więcej tak: ciepły dzień z w miarę stabilną, od kilku dni pogodą. Kierunek wiatru, faza księżyca czy zachmurzenie moim zdaniem ma drugorzędny wpływ na żerowanie ryb. Ważne jest by pogoda była w miarę stabilna. Dobry jest również okres tuz przed burzą. Czuć wtedy w powietrzu takie przedburzowe napięcie. Jednak prawda jest taka że w większość w ciągu roku dni ryby żerują jednakowo i pogoda może nam jedynie trochę podpowiedzieć czy dziś ryby biorą czy nie. Z drugiej strony nie możemy nie zwracać na nią uwagi. Doskonałym przykładem jest wiosna. Słońce świeci coraz wyżej więc do wody trafia więcej światła i ciepła. Drapieżniki mają tarło i nie żerują (oczywiście nie chodzi o ryby łososiowate). Biała ryba ma od nich trochę wytchnienia, więc intensywnie żerując, również się do niego przygotowuje. Jak pisałem w 4 części (tutaj) łowię teraz dużo płoci i z moich obserwacji wynika ze ryby te najlepiej biorą we względnie ciepłe dni. Nie koniecznie muszą być słoneczne. Pochmurna pogoda jest czasem nawet lepsza. Ryby ciut gorzej widzą i te większe, pewniej chwytają przynętę na haczyku. Jesienią z kolei łowiąc szczupaki zauważyłem że najlepiej biorą w samo południe aż do 14-15. Warunkiem dobrych brań jest bardzo słoneczny dzień. Kiedy nie ma chmurki na niebie to jest to pogoda na jesiennego szczupaka. Oczywiście biorą też i w dni kiedy niebo jest zachmurzone ale najlepsze są właśnie jasne, jaskrawe i bardzo słoneczne. Małe rybki wtedy korzystają jeszcze ze słońca i zerują a za nimi wypływają również drapieżniki. W tamtym roku jesienią, miałem też co najmniej dwie sytuacje, że ryby świetnie brały gdy z rana zachmurzone niebo zaczynało się wypogadzać. Poranna, mglista i pochmurna aura około południa zaczynała przeradzać się w ładny, słoneczny dzień. Wtedy spinningując miałem szczupaka za szczupakiem. Jednak miałem tylko dwie lub trzy takie sytuacje więc nie wiem czy można to uznać za regułę.
A kiedy ryby nie biorą?
Niekiedy pewne czynniki wpływają na brak żerowania… Moje doświadczenie mówi mi np., że kiedy po pięciu dniach stabilnej pogody rąbnie załamanie. Wtedy nie warto nawet się wygłupiać. Załamująca się pogoda oznacza nagły spadek ciśnienia powietrza, który ryby odczuwają w swoich pęcherzach pławnych. Jak to powiedział jeden z kolegów, również wędkarz: ciśnienie spada to ryby opadają na dno i nie chcą jeść.
Na złą częstotliwość brań nie wpływa jedynie spadek ciśnienia ale sam jego skok. Niezależnie czy jest to spadek czy wzrost ryby wyczuwają tą zmianę i to nawet wcześniej niż on faktycznie nastąpi. Warto więc zwracać uwagę na to czy wiatr jest zmienny, bo jeśli rano wieje ze wschodu a po południu z zachodu to idzie za tym nagła zmiana ciśnienia. A za tym idą kiepskie brania.
Kolejna pogoda podczas której ryby nie chcą za bardzo brać to ten dzień po kilku dniach niżowej pogody. Jest wyjątkowo charakterystyczny. Wieje wtedy silny wiatr. Niebo jest poprzerywane ciemnymi chmurami które płyną dość szybko,raz po raz odsłaniając jaskrawe i piekące słońce. Wtedy wiatr często jest na tyle mocny że nawet w osłoniętych miejscach marszczy wodę. W taki dzień nie bierze kompletnie nic. Ani na spławik ani na spining. Sądzę że ryby po kilku dniach niestabilnej pogody mają po prostu dość. Wiatr, deszcz i zmiany ciśnienia wykańczają je i nie chcą żerować. Mają jakby kaca i są nie do życia a tym bardziej nie mają ochoty na jedzenie.
Również nie mają ochoty na żarcie w środku letniego, upalnego dnia. Przecież nikt nie ma ochoty na jedzenie kiedy jest gorąco i woli poczekać do popołudnia. Wtedy posiłek stanie się przyjemniejszy. Ileż to razy widziałem stada pokaźnych kleni pływających przy powierzchni. Z wolna jakby się opalały. Nie wiele rzeczy je płoszyło jakby były świadome tego jak są duże i prawdopodobnie nie miały naturalnych wrogów. Jednak prowadzona obrotówka czy nawet smużak. Zbierały tylko czasem jakieś nasionko czy coś co płynęło po wodzie. nie żerowały w ogóle. Nie pomagały żadne podrygi,łuskanie słonecznika ani koniki polne. W upalny dzień kiedy pot leje się nawet po nogach warto wejść dla ochłody do wody. W mojej Tuszymce dno jest piaszczyste i raczej nie zalegają na nim jakieś ostre przedmioty więc chętnie wchodzę do niej po prostu boso. Idę wtedy w górę lub w dół korytem i rzucam przed siebie lub obławiam dołki jak z brzegu. czasem uda się w ten sposób złowić jakiegoś okonia lub szczupaczka. Nie od dziś wiadomo że największe szczupaki mają pewien myk w postaci godziny intensywnego żerowania właśnie w samo południe. Może jedzą obiad. Nie wiem.
Szczere kłamstwa
Przepraszam mógłbym powiedzieć. Gdyż to co napisałem wyżej jest całkowitą nieprawdą. wędkarze doskonale wiedzą że nie ma złej pogody na ryby. A z drugiej strony dzień z definicji doskonały może okazać się kompletnie bezrybny. Bo taka sytuacja. Kupiłem w zeszłym roku pierwszą swoją odległościówkę. No i podniecony tym faktem, nie zważając na coraz mocniejszą mżawkę popędziłem nad zalew w Cierpiszu na ryby… ech w życiu tak nie zmokłem. Tak sobie myślę jaki wędkarz jest głupi. W pewnym momencie lało tak bardzo że ledwo widziałem spławik. Do wody wrzuciłem jakąś karpiową zanętę o “smrodzie” ryby i łowiłem leszcza za leszczem takie ok. 30-35 cm. Każdego podbierałem ręka więc musiałem podejść do samego brzegu by to zrobić. W pewnym momencie noga mi ujechała na śliskim błocie i obydwoma wjechałem po kolana do wody… Oczywiście (no to ba! )po serii przekleństw łowiłem dalej. Do domu wróciłem pawie po ciemku. Matka stała jak wryta… bez słów, kompletna cisza. Na co ja z uśmiechem “wędka się sprawdziła”. Popukała się tylko w głowę. A ja na sobie suche miałem fragmenty majtek i koszulki. Z kolei innego dnia: połowa lipca, parota, +25 stopni. Pochmurno i taka tu i tam kropla deszczu. Wracając z pracy z dużo starszym kolegą całą drogę gadamy o rybach. No i wg. jego zaleceń dziś ryba ma brać. “Oj młody połowisz dziś, leszcze będą ciosać, będziesz widział”. Więc pokrzepiony jego radami jak i swoją intuicją która podpowiadała mi to samo, pakuję sprzęt. Markowa zanęta, kukurydza, kopra melasa i inne szpeje. I? Trzy godziny siedzę bez brania a kukurydzę jedynie ciągną małe płotki i wzdręgi… Po drugiej stronie wędkarze też narzekają. Bo przecież pogoda była idealna a ryb a mają tyle co ja lub jeszcze mniej. I gdzie tu logika?
Dlatego jeśli widzisz za oknem że nie ma armagedonu, nie spadła asteroida a Putin nie puścił przypadkiem atomówki w Polskę to niezależnie od pogody warto iść na ryby.
bardzo fajne 😀
Dla wędkarza nie ma złej pogody 🙂 a wręcz przeciwnie. Im gorsza tym lepszy połów 🙂
bardzo ciekawy artykuł 🙂
Bardzo Fajne 😀
Dobry artykuł polecam 🙂
o każdej porze warto wyjść na ryby,żeby się choć trochę zrelaksować 😉 nawet jeśli nie biorą 🙂