Tego typu zdjęcia wykonuje bardzo wielu wędkarzy. Są popularne również wśród turystów i innych wagabundów. Tym razem stały się także dla mnie przyczynkiem do opowieści.

Całe zawody przygotowane przez Sekcję Karpiową „Azoty” i rozegrane na wodzie Rogi w miejscowości Kędzierzyn – Koźle objęły czas między 20 a 23 kwietnia. Te kilka dni 20 karpiarzy poświęciło nie lada zmaganiom.

Od samego początku wszyscy borykali się ze skrajanie zmienną pogodą, która to w myśl przysłowia: „Kwiecień plecień..” przyniosła wszystko! Wszystko, co można sobie wyobrazić… już na stanowiska rozjeżdżaliśmy się w deszczu, a pierwsza noc przyniosła 5 stopniowy mróz. Później już było tylko „atrakcyjniej” od gradobicia i opadów śniegu przez błękitne niebo i porywisty, zimny wiatr aż po kilkunastohektopaskalowe wahnięcia ciśnienia. To tak żeby było porywająco – dosłownie – i bardziej atrakcyjnie.

Ale karpiarze są z reguły twardymi ludźmi, to i nas pogoda nie zniechęciła, a z pewnością nie odebrała humorów i przekonania, że właśnie bierzemy udział w czymś wyjątkowym – co ze względu na pogodę na pewno takim było!  A już od samego początku można było niczym p. Kret z namiotu obserwować zmiany pogody!

Ale że dla badań meteorologicznych tam nie przyjechaliśmy, wszyscy czekali na upragniony dźwięk zwiastujący branie.. i przyznać trzeba, że niektórzy dostąpili tego szczęścia – i to wbrew wszystkiemu!

Już pierwsza mroźna noc dała ryby. Wśród nich był karp około pięciokilogramowy, który miał świeże ślady po spotkaniu z sumem. Kolejne dni uwidoczniły jeszcze jedną taką rybę. Sądząc po średnicy odbitej sumowej „podkowy” drapieżniki te nie były małe! Kilkugodzinna poprawa pogody nie przyniosła brań, na które tak wszyscy liczyli. Cyprinusy zdecydowały inaczej. Kolejny raz noc z deszczem i wiatrem skłoniła je do aktywniejszego żerowania. Więc pomimo koszmarnej pogody, zimna i chimerycznych brań czołówka ukształtowała się następująco:

  1. Grzegorz Krzywicki i Dariusz Kruszewski
  2. Rafał Dąbek i Piotr Małycha (którzy dwa lata temu wygrali pierwszą edycję naszej Cypriniady)
  3. Roman Listwan i Adam Rudziński.

Co ciekawe zespoły te dzieli około pięciokilogramowa różnica, co powoduje że druga lipcowa tura zapowiada się niezwykle emocjonująco! Na co wszyscy czekamy!

Obok zawodniczych zmagań był czas na snucie planów i opowieści wspomnieniowych, na spotkania i odwiedziny, co jest rytuałem każdych karpiowych zawodów. Zawsze miło gościć sąsiednią drużynę, ale też gości z zewnątrz. Choć bywa, że czasami są oni nieproszeni! Niestety!

Niestety także nie wszystko widać z namiotu. Czasami osłona nocy, silny wiatr i bębniący o narzutę deszcz nie zwiastuje miłego snu, czasami z mroku wyłania się tchórz i podlec! Bywa – na szczęście rzadko – że pierwsze promienie słońca uwidaczniają straty poczynione ludzką ręką. I tak się stało niestety tym razem! Kilku spośród nas zostało okradzionych! Incydent ten padł cieniem na świetną atmosferę zawodów, która od pierwszych minut panowała między nami… Jednak nikt z nas nie da się zastraszyć i nikt nie zrezygnuje ze swoich przekonań. Choć każdemu okradzionemu żal swojego wyposażenia! W tym miejscu apelujemy do braci karpiarskiej o pomoc: jeśli gdzieś uwidoczni się okazyjnie sprzedawany używany sprzęt – dajcie nam znać. My rozpoznamy własne rzeczy: trójnóg do ważenia, worek karpiowy, spod z kołowrotkiem, podbierak i grill. Za wszelką ewentualną pomoc już dziękujemy.

Reasumując – z namiotu można zobaczyć wiele. Chcemy, aby były to piękne widoki i często tak jest. Jednak bywa, że czerń nocy zasłoni czyjeś ręce. Ale nic nie jest w stanie odebrać karpiarzowi jego przyjemności – tj. karpiowania. No prawie 😉

Z wędkarskim pozdrowieniem: „Wodom cześć”

W. Czapla

P.S. Przyjemnością były posiłki przygotowane przez właściciela Restauracji „KOSMOS” – Jarka Skibę! Wielkie dzięki! Z czystym sumieniem polecamy jego produkty i obsługę. Kapuśniak był palce lizać.