Parę lat temu, mieszkając za oceanem koledzy zaproponowali mi wypad coroczny na Łososie. Nie ukrywam, od zawsze było to moim marzeniem lecz to marzenie które się spełniło do tej pory budzi we mnie wiele pytań na które sam nie umiem sobie odpowiedzieć.  Po przeczytaniu tego artykułu zapewne będę miał więcej wrogów jak przyjaciół.  Ale czasami trzeba z tym żyć. Do ostatniego dnia byłem Bardzo podekscytowany. Wyjechaliśmy o godz. 23.00 aby dotrzeć na miejsce wczesną porą. Gdy dojechaliśmy do celu zobaczyłem coś co w moim życiu było nowością. Gwiazdy były na wyciągnięcie ręki. Jeden z kolegów zaproponował wizytę w pobliskim sklepie wędkarskim Portly Angler. Duży wędkarski dom jednym słowem na ścianach trofea, sprzedawcy służący pomocą, to się ceni.

łowienie łososi

W oko wpadł mi kij w zestawie firmy Martin który służy mi do dzisiaj. Po zakupach wyruszyliśmy na miejsce aby zająć miejsca. Zapytałem kolegi – dlaczego zająć, przecież Pulasky River jest bardzo długa…? Kolega odpowiedział – zobaczysz. Tyle lat a ja mam ten obraz przed sobą… Zaczyna być coraz jaśniej podnosi się mgła i nagle widzę jakieś cienie i tyczki… Te cienie i tyczki to wędkarze którzy są poustawiani co 20 metrów po obu stronach rzeki. Zastanawiałem się tylko widząc jednego z wędkarzy ile czekał skoro potrzebne mu było plastikowe krzesełko hahaha. I zaczęło się… Zestaw który zmontował mi kolega był dość dziwny. Dwu metrowy przypon końcowy grubości 0,40 połączony z krętlikiem do którego zamocowany był następny przypon 0,18 dociążony ołowiem, na końcu duży hak na którym została założona imitacja ikry. To wszystko Przypominało mi brodzenie z nimfą. Dookoła słyszałem tylko głośne FISH ON po tych słowach ustępowaliśmy miejsca kolegom którzy holowali Łososie. Jak dla mnie po paru chwilach zaczęło być dość ciasno… Ja i dziesiątki wędkarzy…  Po chwili łowienia wszedłem głębiej do wody i dostałem niezłego kopa. Coś obijało mnie po nogach jakby kamienie. To były ławice Łososi. I wtedy pomyślałem ze to łowienie może być proste. Nie myliłem się! Zacząłem szukać lepszej wody, przegłebień. Jest…  Widzę dość głęboką dziurę za kamieniami  i rzucam. Po chwili poczułem bardzo mocne szarpniecie na kiju, niemal został wyrwany mi z ręki. Za mocno przytrzymałem sznur i już było po wszystkim. Zerwałem łososia. Ponownie trafiłem w to samo miejsce i znowu to samo z tym ze teraz tego nie zepsułem. Po 10 minutach holu wyciągnąłem go na brzeg. Piękny prawie 10 kilogramowy łosoś. Nie mogłem się nacieszyć, chociaż z drugiej strony widząc jak był zapięty stwierdziłem ze to tylko fart. Zadowolony łowiłem dalej. W tym dniu wyholowałem około 15 sztuk i ani jednego nie zapiąłem prawidłowo. Następnego dnia pogoda się zmieniła dosypało dużo śniegu. Ale pobliski wędkarz powiedział mi ze to normalne o tej porze przecież to Pogranicze Kanady z USA. W tym dniu założyłem sobie że złapie łososia który będzie miał przynętę w pysku. Przez cały dzień brodzenie po wodzie złowiłem tylko 4 prawidłowo zapięte sztuki, nie licząc reszty której była masowa ilość. Dzień zakończyliśmy ponownymi kompletami. Ostatni dzień był jednak czymś czego nie zapomnę do końca życia. Trafiłem na giganta. Łosoś którego walka przypominając sobie powoduje skurcze na moich rękach. Spędziłem z nim prawie dwie godziny. Przypon żyłkowy do 8 kg… Bałem się ze go zerowe. Widząc łososia krzyczałem BĘDZIESZ MÓJ. Ale to słowo mój wiele mnie kosztowało. Szedłem w górę rzeki za moim łososiem.  Nie zapomnę jak wędkarze których mijaliśmy widząc mojego KRÓLA mówili TO GIGANT. W tej całej walce, która trwała prawie dwie godziny przyjemności przebyliśmy około półtora kilometra. I udało się jest na brzegu…  Krzyczałem z radości.  Żyłka wytrzymała, uważam to nadal za wędkarski cud, przecież miała wytrzymać tylko 8 kg, a utrzymała potwora który jak się okazało ważył 22 kg i mierzył 124 cm. Te 1,5 godziny walki  zabiorę ze sobą do grobu bo wątpię że kiedyś będę miał okazję na taki hol.  Może kiedyś zaskoczy mnie MOJA KRÓLOWA DUNAJCA? Kto wie… Teraz jednak muszę zejść na ziemię i odpowiedzieć sam sobie na pytanie czy takie połowy łososia mogę nazwać wędkarstwem? Może człowiek z wiekiem nabiera większego dystansu do tego sportu. Trzy Czwarte ryb na rzece którą odwiedziłem łowione jest podrywkowo ten sposób jest bardzo popularny u kłusowników, którzy nie mają dużo wspólnego z wędkarstwem. Wielu z Was stwierdzi ze ten gatunek i tak ginie podczas tarła. Po wielu latach wędkowania takie łapanie jak to, które opisuje kojarzy mi się z targaniem dna. Przecież wędkarz wyciągając okaz z wody chce zobaczyć przynętę w pysku czyli to oznaką żerowania ryby. Naprawdę sam nie wiem jak to nazwać aby nikogo nie obrazić. Popełniłem te same błędy brałem łososie które nie były prawidłowo zahaczone, i z biegiem lat mogę stwierdzić że na błędach człowiek się uczy. To wszystko co działo się tej wyprawy wyglądało jak odłów kontrolowany. Pisząc ten artykuł historia, która jest w nim zawarta ma wam opowiedzieć o tym ze warto spełniać marzenia ale niech te marzenia będą szły w parze z szacunkiem do tego sportu. Jest też druga strona medalu… Zadajemy sobie pytanie – jak możemy nazwać takie łowienie? To była moja pierwsza i ostatnia wyprawa na Łososie w tamtych terenach ze względu na sytuację, z która się spotkałem. Latami dojrzewamy do stopnia – WĘDKARZ.

Pozdrowienia  Michał ,,DZIUBAS” Jandura

14 KOMENTARZE

  1. Ja na pewno nie będę Twoim wrogiem przecież nikt nie jest idealny i nie wie wszystkiego od razu jak to mówił mój dziadek uczymy się całe życie :). A tak swoją droga miałeś duuuuuużo szczęścia z tym łososiem 😛 pozdrawiam

  2. Metoda podorywkowa jest to kłusownictwo w czystej postaci którego nie znoszę i tępię na każdym kroku i na wszelkie możliwy sposób. Co do Twojego pytania czy to wędkarstwo to zależy, jak do tego podejdziesz jeśli chcesz odpocząć nad wodą zrelaksować się pozbierać myśli w ciszy po ciężkim tygodniu pracy, powalczyć z rybą podczas holowania wędkujesz tak naprawdę dla przyjemności. Nie to nie jest wędkarstwo niema z nim nic wspólnego na żadnej płaszczyźnie, jest to rodzaj kłusownictwa. Jeśli ktoś uważa się za wędkarza bo trzyma wędkę w reku i to w jego mniemaniu czyni go wędkarzem wówczas może dla takiej osoby nazwać się wędkarstwem. Ale jest to tylko moje zdanie pozdrawiam.